Dzisiaj w Trójce w programie „Za, a nawet przeciw” od godz. 12.05. rozmawiałam na temat wprowadzenia nowych przepisów regulujących ochronę twórców w internecie. We wtorek 26 marca Parlament Europejski uchwalił dyrektywę o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. W związku z procesem ustawodawczym od kilku miesięcy z mediach trwa spór co do konsekwencji jej wprowadzenia dla „użytkowników internetu”, choć tak naprawdę chodzi o interesy internetowych gigantów takich jak Facebook czy Google.
Spis
- Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym
- Jaki mam dziś stan ochrony praw twórców w Internecie w Polsce i Europie?
- Spór środowisk wydwniczych i twórców o treść art. 11 dyrektywy
- Spór między internetowymi gigantami a twórcami o treść art. 13 dyrektywy
- O jakie konkretnie obowiązki chodzi?
- Kogo nie obejmie dyrektywa?
- Czy rzeczywiście grozi nam cenzura Internetu?
Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym
Regulacja ma zmienić przepisy w zakresie ochrony praw autorskich w internecie. Jej projekt jesienią 2016 roku przedstawiła Komisja Europejska. 12 września 2018 r. Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy, która w ostatecznym kształcie ma być głosowana w najbliższych dniach.
Problem z którym mamy do czynienia dziś, czyli starcie się dwóch środowisk – twórców oraz pod drugiej stronie – użytkowników internetu wynika z tego, że środowiska te myślą, że znajdują się po dwóch przeciwnych stronach barykady, a tak przecież nie jest! Użytkownicy sami przecież tworzą w internecie różnego rodzaju treści – publikacje na blogach, zamieszczają zdjęcia w internecie. Każdy z nas życzyłby sobie chyba, aby materiały te objęte były jakąś ochroną, zwłaszcza w zakresie zwielokrotniania.
Jaki mam dziś stan ochrony praw twórców w Internecie w Polsce i Europie?
Ta dyskusja powinna zacząć się w ogóle od odpowiedzi na pytanie czym są prawa autorskie i jak należy je chronić w dobie internetu? Prawo autorskie jest to rodzaj prawa własności, chronionego na podstawie art. 17 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej oraz przepisów Konstytucji RP o ochronie własności.
Prawo autorskie w Polsce w niezmienionej niemalże wersji uregulowane jest w ten sam sposób od prawie 30 lat! Mimo takiej ekspansji usług dostawców internetu, który stał się medium i miejscem uzyskiwania przez znakomitą większość społeczeństwa wszelkiego rodzaju informacji do dziś nie doczekaliśmy się w Polsce uczciwego podejścia do zmienionych realiów, w szczególności od strony ochrony praw twórców. Co prawda uregulowaliśmy szereg kwestii z nim związanych takich jak świadczenie usług drogą elektroniczną czy ochrona znaków towarowych, oraz dostosowaliśmy nasze regulacje do wymogów unijnych wprowadzanych na mocy różnych dyrektyw (dyrektywa 96/9/WE, dyrektywa 2001/29/WE, dyrektywa 2006/115/WE dyrektywa 2009/24/WE, dyrektywa 2012/28/UE oraz dyrektywa 2014/26/UE), transponując je do naszego porządku prawnego, jednak okazuje się, że to wciąż za mało, ponieważ nie uregulowaliśmy materii zw. z ochroną praw autorskich w internecie, zwłaszcza w zakresie zwielokrotniania utworów.
Potrzebę zmian dostrzegła Komisja Europejska, która w latach 2013–2016 przeprowadziła przegląd istniejących przepisów dotyczących praw autorskich, aby „prawa autorskie i pokrewne prawu autorskiemu praktyki dobrze służyły tym nowym cyfrowym treściom”.
Spór środowisk wydwniczych i twórców o treść art. 11 dyrektywy
Art.11 dyrektywy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), czyli regulacje dotyczące tego jakie elementy artykułu dziennikarskiego mogą być publikowane przez agregatory treści bez konieczności wnoszenia opłat licencyjnych.
We wniosku KE do PE o przyjęcie dyrektywy czytamy:
„Na mocy przepisów nowych przepisów wydawcy będą mieli obowiązek dzielenia się wpływami z nowego prawa z autorami danej publikacji”. Nowe przepisy nie dotyczą prywatnego i niekomercyjnego użytkowania tekstów prasowych przez indywidualnych użytkowników, nie dotyczą również hiperlinków, a wraz z nimi krótkiego wyciągu z artykułu.
Spór między internetowymi gigantami a twórcami o treść art. 13 dyrektywy
Artykuł ten nakłada na dostawców usług społeczeństwa informacyjnego polegających na przechowywaniu i zapewnianiu publicznego dostępu do dużej liczby utworów i innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez użytkowników obowiązek podjęcia odpowiednich i proporcjonalnych środków, aby zapewnić funkcjonowanie umów zawieranych z podmiotami praw i zapobiec dostępności w serwisach treści zidentyfikowanych przez podmioty praw we współpracy z usługodawcami.
O jakie konkretnie obowiązki chodzi?
Platformy powinny podpisać licencje z właścicielami praw na treści chronione prawem autorskim. Brak licencji oznaczać będzie konieczność usunięcia treści wskazanych przez właściciela praw. Niedopełnienie obowiązków usunięcia wiązać się będzie z odpowiedzialnością za nielegalne treści wrzucane przez użytkowników.
Artykuł ten rozpoznawany jest przez przeciwników dyrektywy jako swoista prywatna cenzura Internetu. Obawiają się oni, że drugi obowiązek (zapobiegania dostępności treści naruszających czyjeś prawa autorskie) realizowany będzie poprzez obowiązek filtrowania treści.
Platformy, które mają więcej niż 5 mln użytkowników miesięczne, będą musiały zadbać o to, by usunięte utwory nie zostały zamieszczone ponownie. Platformy, które działają dłużej niż 3 lata lub mają ponad 10 mln euro rocznych przychodów, będą musiały z własnej inicjatywy usuwać niezgodne z prawem utwory.
Oznacza to, że przepisy dyrektywy obejmą portale dominujące na rynku, takie jak Facebook, Google’a i YouTube’a. To właśnie dlatego mamy dzisiaj w mediach takich szum wokół tych przepisów, liczne protesty oraz zaciemnianie stron portali takich jak cda.
Kogo nie obejmie dyrektywa?
Przepisem artykułu nie będą objęte: encyklopedie internetowe, takie jak np. Wikipedia, archiwa edukacyjne i naukowe oraz platformy pasywne (tzw. usługi w chmurze dla indywidualnych użytkowników np. Dropbox), platformy typu creative commons, platformy sprzedażowe (Ebay, Amazon) oraz inne platformy, których głównym celem nie jest dostęp do treści objętych prawem autorskim (np. portale randkowe), a także start-upy i małe firmy.
Nie do końca zrozumiałe jest dzielenie podmiotów pod kątem ich praw i obowiązków ze względu na wielkość lub moment powstania. Jeżeli bowiem zamierzamy wprowadzić ramy prawne dla rynku dostawców usług internetowych w zakresie ich odpowiedzialności za zamieszczane przez użytkowników treści, to nie może być sytuacji, że prawo dla różnych podmiotów działa w różny sposób, a nawet że niektórych podmiotów z założenia nie obejmuje. Powoduje to potencjalne wypaczenie systemu, związane z zawiązywaniem nowych spółek tylko po to, by obchodzić prawo.
Czy rzeczywiście grozi nam cenzura Internetu?
Niektórzy twierdzą, że sprowadzi się to do monitorowania treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników. Należy jednak pamiętać, że dyrektywa pozostawia Państwom Członkowskim swobodę doboru środków, aby zapewnić ochronę praw twórców, a w jej obecnym brzmieniu nie ma mowy o filtrowaniu treści! Co oznaczać będą dla każdego kraju proporcjonalne środki? Tego dowiemy się już wkrótce.
Pingback: Dyrektywa o prawach autorskich NIE równa się ACTA2